Miszka Szifman mówi mi, że ma jasność wizji. Co - powiada - dają ci oprócz telewizji? Sopot blednie, już nie to, w kinach też niewiele. A tymczasem byle kto się pcha do Izraela. A po drodze do chałupy mówił jeszcze gorzej, Że Jeruzalem złapał kiedyś w swoim tranzystorze. Że tam kraj - kwitnący sad, wino i oliwa. Jam, cholera, prawie wpadł w łapy Tel-Awiwa.                                 Miszka chwycił mnie za frak w stanie uniesienia: Przecież my nie byle jak tam - "cześć i do widzenia", Kumpla mi potrzeba tam, jeśli jakaś bójka, Ja nie chcę, cholera, jechać sam, chodź, jedziemy w dwójkę. Mówię mu: ja przecież swój, ja bym chętnie wiesz z tym. Tylko w tym jest problem mój, Rosjanin jestem. Samych Ruskich mam w rodzinie, przodek mój Samaryn, Obca krew jest w bocznej linii, ale też Tatarzyn. Z Miszką to ostrożnie trza, z nim nie ma wątpienia, Samych Żydów Miszka ma w każdym pokoleniu, Jego dziad, kosmopolita, długo siedział w kiciu. A ja mam antysemitę na antysemicie.                
       
Miszka krzyczy: "Los mój marny, już nie będzie gorzej, Jedźże ze mną, druhu wierny, do Martwego Morza." Widzę - bierze go tęsknota, groźny jest jak kobra, Ja wypiłem jeszcze trochę i powiedziałem: "dobra". Ogon ludzi paręset, nim się doszło, zmarzło. Miszce tak skazali: "niet", no a mnie "proszę bardzo", Miszka krzyczy: "To jest błąd, jam jest Żydem przecie". A jemu na to: "Wyjdźcie stąd, źle się zachowujecie".         Miszka nadal w smutku trwa, Ale to nie nowość, No nie puścili go, bo ma Nie tę narodowość.
© Alosza Awdiejew. Tłumaczenie, ?
© Alosza Awdiejew. Wykonanie, 1994