Nad ziemią, niewysoko, Gdzie promień słońca padł, Pod stałe czujnym okiem Kwitł w sadzie róży kwiat. Nie było mamy w domu, Jej tata przepadł gdzieś, Lecz w chłód ją Kasztan chronił, W upały poił deszcz. Z daleka, czy też z bliska Ktoś tajny dawał znak, Lecz Róża oczywiście Dojrzała go i tak. On wdzięku wzorem służył, Maniery miał, lecz cóż... Niejednej młodej róży Aromat wdychał już. Rzecz jasna nie był chamem, Na imię Narcyz miał... Szlachcianką była mama, Na giełdzie tata grał. Przed Różą skłonił głowę I wyznał: „Kocham cię!“ I ona na te słowa Nabrała łatwo się. Aż raz z samego rana Lowelas, sprytny gość Oświadczył: „Ukochana, Z ogrodu do mnie chodź!“ Czy mogła któraś dama Się oprzeć słowom tym? I Róża tak jak stała W nieznane poszła z nim. Wszystkimi jej płatkami Zawładnął złudny żar, - Zajęta była mama, Bez liści Kasztan stał. Szukała Róża szczęścia I nie widziała jak Z miłości do niej cierpiał Dojrzały prawie Mak. Lecz losem swym niełatwym Przejmowałby się któż... Opadły wszystkie płatki I Róży nie ma już Zostało tylko w Maku Wspomnienie słodkich snów, - Jak dziecko Kasztan płakał, Gdy wiosną zakwitł znów.
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1994