Woda wciąż płynie i drąży skały, Lecz nic nie zżera tak, jak morska sól, - Raz na mieliźnie dwa statki stały - Stworzone wprost do tego typu ról. Ona marszczyła pokład ze zdziwienia, Konstrukcji starych słychać było zgrzyt: „Jaki on wstrętny, grama w nim czułości nie ma! Jaki grubiański, ordynarny typ!" Nawet na siebie nie patrzyły Statki w złości, I nienawiści swej nie kryły I wrogości. On do spokojnej starości dożył, Ona nowością nie grzeszyła też, - Gdybyś ich spotkał na pełnym morzu, To byś na pewno uśmiał się do łez! On nie potrafił już ukrywać złości, Pod wpływem przeżyć, choć był twardy, zmiękł. Dziesięć tysięcy jego wyporności Straszny ogarniał na jej widok wstręt. Tak się nawzajem obraziły Statki w złości, Że nienawiści swej nie kryły I wrogości. Lecz mechanicy zrobili swoje, I wygładzili zardzewiałe szwy, - W każdym detalu remontu projekt Bardzo wyraźnie sprzyjał im. Odmalowano maszynownię i kajuty, Salony ozdobiono światłem lamp, I to, co było stare i zepsute. Do całkiem nowych powstawiano ram. I nagle zobaczyły Statki oba, Że bardzo się zmieniły Tym sposobem. Jemu pociekły aż łzy spod powiek: „Widocznie wcześniej coś zmyliło mnie, Bo nie widziałem przenigdy kobiet, Które by z panią równać mogły się!" Ona odrzekła, chyląc pokład zgrabnie: „Może teoria ta zgubiła nas, Że z odległości widzi się dokładniej, Lecz lepiej z bliska spojrzeć chociaż raz". Wokoło tłumy niezliczone Gapiów stały. Przy nich się statki zawstydzone Przepraszały. Ale wyznaczył jakiś dyspozytor Każdemu inny docelowy port, I choć o zdanie statków nikt nie pytał, Płynęły razem - z prądem i pod prąd. Przez cały czas on drogę jej torował, Wcale sternika nie słuchając próśb i gróźb. Machała długo im brygada remontowa, I nikt wzruszenia nie ukrywał więcej już. Przypadek to niezwykle rzadki - Co się stało? Wygląda na to, że się statki Zakochały.
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1995