W restauracji po kątach plakaty tu i tam, Tania wódka i piwo za grosze. A pod ścianą kapitan siedział całkiem sam „Czy można?”, spytałem. „A proszę!” „Zapalisz?” „Dziękuję, nie palę rok już.” „No to wypij, dajcie szklankę tu jedną! Dopóki nie przyniosą, pij z mojej! No cóż, Twoje zdrowie!” „Zdrów będę na pewno.” “No dobra” rzekł mi, a w czubie już miał „Wódkę pić potrafisz, w to wierzę, A czyś widział już z bliska artylerii strzał, A czy biegłeś już w ogień moździerzy? Ja byłem pod Kurskiem z Niemcami się bić, W tysiąc dziewięćset czterdziestym trzecim, Byście mogli spokojnie sobie dzisiaj żyć, Wy, i wasze żony, i dzieci!” O ojca mnie spytał, gdy tak klął i pił, I krzyczał, błędny wzrok wlepiając w szklankę „Ile z życia straciłem i ile krwi z żył, Byś tu miał, draniu jeden, sielankę! Ja karabin ci dam i pójdziesz precz w bój, Zamiast chlać ze mną tu z jednej flaszki!” Aż czułem nad sobą śmiertelnych kul rój I na niebie wybuchów rozblaski. W końcu całkiem się spił, a ja razem z nim, Aż się wreszcie uniosłem honorem. „Kapitanie!”, krzyknąłem, „Tyle powiem ci, Że ty nigdy nie będziesz majorem!”
© Bartłomiej Bzdęga. Tłumaczenie, 2007
© Artur Jackowski. Wykonanie, 2011