W dół obrywu ponad przepaścią po samym jego brzegu Ja konie swoje nahajką męczę i nakłaniam je do biegu Wciąż powietrza brak więc łykam mgłę i wiatr i kwaśną ślinę Przepaść ciągnie mnie wciąż bliżej - tutaj zginę tutaj zginę Ciut zwolnijcie moje konie tam przed nami czeka kat Wy nie zważajcie me konie na bat na bat No co za konie diabeł mi zesłał rwą niezdyscyplinowanie I na życie czasu brakło i zabrakło na śpiewanie Lecz ja koniom dam pić, Pieśniom swoim dam żyć Choć przez chwilę jeszcze na krawędzi chcę tkwić Zginę ja niczym okruszek huragan mnie zmiecie z dłoni I w saniach mnie powlecze po śniegu ten zaprzęg koni Konie moje tak nie pędźcie trochę w cwale się wstrzymajcie Chociaż chwilę czasu dajcie odpocznijcie zaczekajcie Ciut zwolnijcie moje konie tam przed nami czeka kat Wy nie zważajcie me konie na uprząż na bat No co za konie diabeł mi zesłał rwą niezdyscyplinowanie I na życie czasu brakło i zabrakło na śpiewanie Lecz ja koniom dam pić, Pieśniom swoim dam żyć Choć przez chwilę jeszcze na krawędzi chcę tkwić Zdążyliśmy już do boga tu się nigdy nie spóźniamy Lecz czemu anioły nucą takimi złymi głosami? Może dzwoneczek w mych saniach tak rozdzwonił się od łkania Lub ja krzyczę koniom jak zboczyć z drogi umierania Ciut zwolnijcie moje konie tam przed nami czeka kat Wy nie zważajcie me konie na uprząż na bat No co za konie diabeł mi zesłał rwą niezdyscyplinowanie I na życie czasu brakło i zabrakło na śpiewanie Ja mym koniom dam pić, Pieśniom swoim dam żyć Choć przez chwilę jeszcze na krawędzi chcę tkwić
© Waldemar Bajak. Tłumaczenie, 2006
© Bartosz Kalinowski. Wykonanie, 2012