Baju-baju, w pewnym kraju, Dajmy na to numer 6, Hultaj siedział na szachraju, Ideały mieli gdzieś. Zamiast machnąć szabelką choć raz, Stary król wolał uderzać w gaz. Ślubną żonę puścił kantem, Delfin został spekulantem, A bez wiana królewny wdzięk zgasł. Za pagórkiem, za laseczkiem, W innym kraju - numer 5, Mieszkał król zwany Słoneczkiem, Lud uwielbiał jego pięść. Święty spokój panował zawsze tam, Chociaż z króla skończony był cham. Zabrał swym ministrom teki, Opozycję - do bezpieki, A granicę na kłódkę zamknął sam. No a dalej trochę jeszcze, W znanym państwie numer 2 Królem ciągle trzęsły dreszcze, Krew go zalewała zła. Był to militarysta i bar - Barzyńca, na wszystkich się darł. Wysyłał każdej soboty Bardzo obraźliwe noty, Do konfliktu zbrojnego parł. W dziki amok popadł wkrótce, Wrzasnął: „Nam przestrzeni brak!", Pchnął do boju swoje hufce, A sąsiadów trafił szlag. „W łeb mu damy i koniec!" A skąd! W 6-tym nikt nie wyruszył na front, W 5-tym zaś generalicja Znikła tam, gdzie opozycja I wasale zaszyli się w kąt.
© Ziemowit Fedecki. Tłumaczenie, 1984