Żmij mam dosyć - a niechże je licho! Człowiek złościł się, krzyczał i klął, Aż mangusty przywołał po cichu, By za żmije ktoś w końcu się wziął! I mangusty zaczęły robotę, Zaniedbując rodzinę i dom. Polowały codziennie z ochotą Zamiast słodkim oddawać się snom. Do krwawego wzywane dżihadu Ludzki rozkaz spełniały co dzień: „Ignorować gadziny bez jadu, Jadowite wycinać zaś w pień!” Przygotujcie się - będzie wam smutno... Człowiek zjawił się cicho we mgle I zastawił pułapki okrutne Na mangusty, co z gruntu są złe. Wrócił rankiem - by zebrać łup cały Worek przyniósł i wziął z sobą psy. A mangusty prosiły, płakały I krzyczały: nie widzisz? - To my! Ranne wrzucał do worka jak grzyby, Chociaż z bólu skarżyły się w głos, - Już nie wierząc, że wszystko na niby, Że na lepsze odmieni się los. I pytały mangusty - dlaczego Ludzie niosą nas w worku na rzeź? - Wysłuchajcie kaleki starego, W życiu musiał tak wiele wszak znieść: - Kozy w Belgii wyjadły kapustę, W Chinach wróble ryż z pól - i jest głód, Zaś w Australii okrutne mangusty Wytępiły cnotliwych żmij ród.
Żadne nie są to cuda ni dziwy: Cóż, że rozkaz spełniały co sił?- Nikt nie lubi tych nazbyt gorliwych, Nawet jeśli pożytek z nich był...
Z mangustami wnet doszli do ładu: Za gorliwość nagrodą był kij. Widać - ludzie nie mogą bez jadu, A to znaczy - nie mogą bez żmij. I znowu: żmij pełno - a niechże je licho! Człowiek złościł się, krzyczał i klął, Aż mangusty przywołał po cichu, By za żmije ktoś w końcu się wziął!..
© Witold Bartoszek. Tłumaczenie, 2007