Jedź, czym chcesz, jeden czort: autem, pociągiem, Lub idź piechotą, gdyś wstawił się ciut, - Trudno ci będzie przejść życie do końca, Gdy na ulicach pojazdów jest w bród. No masz: wypadek gdzieś w Starej Moskwie, A w karawanie trzech gości i trup - Lecz tamci trzej połamani i ranni, - Trup zaś jest cały, od głowy do stóp. Babki najęte szlochały dla formy, Diakon wysokie opuszczał wciąż „ce”, Grzmiały fałszywie puzony i trąby, Tylko nieboszczyk nie wypadł dziś źle. Były kierownik - fałszywiec i złodziej, W czoła całował i pluł - stary dziad, Każdy podchodził, a skromny nieboszczyk Podejść nie musiał - ech, piękny jest świat! Wtem gruchnął grom i nic nie poradzisz - Przyroda w nosie przemowy dziś ma, Wszyscy uciekli do krypt i pod dachy, Tylko nieboszczyk na miejscu swym trwa. A co jemu - deszcz?! Nie zrobi mu krzywdy. Żywych rozłożysz wszak dziś byle czym, Za to nieboszczyk - patrz, jaki odważny, - Twardy to chłop, nam nie równać się z nim. Jakbyś nie pędził i tak cię wyprzedzi Twa etykietka na czole - jak znak, Skończą obmawiać cię dopiero wtedy, Gdy w trumnie z dębu już leżysz na wznak. Możesz w osobnej i możesz we wspólnej,- Przydział mieszkania nie trapi cię już, Oto nieboszczyk - największy z nas farciarz, Może mieć gdzieś urzędniczych rząd dusz. W cieni królestwie, wśród zmarłych przyjaciół, - Nic nie przeraża, nie musisz się bać, A nam tu wciąż Bożej trzeba pomocy Żeby na nogach - choć chwiejnie, lecz - stać.         Słyszę zarzuty: „on przecież śmierć sławi!” Nie - tylko głośno przeklinam los zły: Wszystkich nas kiedyś-tam, ktoś-tam zadławi, - Z wyjątkiem tego, co snem wiecznym śpi.
© Witold Bartoszek. Tłumaczenie, 2007