Ja wierzę w naszą gwiazdę cały czas, Choć dawno żadne z nas jej nie widziało: Nasz pociąg wypadł z torów już nie raz, A nam się jakoś nigdy nic nie stało. Niejeden grad nam z auta zrobił wrak, Lecz również to nie bardzo coś nam zmienia - Do grobu nie schodziliśmy i tak, Wiedząc, że tam zakończą się marzenia. Upadki, katastrofy, lecz wśród nich, Umieliśmy odnaleźć ciepłe kraje... Nadziei nie traciłaś nigdy ty, A mnie się z wiarą nieźle wciąż udaje. Spójrz, nawet dziś, tak lecąc nie wiem gdzie I chociażby niesprawnym samolotem Jesteśmy wciąż spokojni jak we śnie, I nawet silnik zagra nam coś potem. Bywały "Tu" i "Ił-y", "Jaki", cóż, Zawsze wierzyłem, że w Paryżu czy Berlinie Wylądujemy, bo nie zdoła żadne z mórz Obojga nas pochłonąć w swej głębinie. Wszystko ma kres, a ty najlepiej wiesz, Ilu życzliwych właśnie nam go życzy, Mówią, że my się rozbijemy w końcu też, A moim zdaniem nas to nie dotyczy.         I jeśli zachoruje któreś z nas Śmiertelnie według wszystkich słów lekarzy Choroba minie już pod wieczór, niby kac Ja dobrze wiem, że właśnie tak się zdarzy. I niech by nawet gdzieś w Maisons-Laffitte Rozbiła się nieznana wam rakieta, My wiemy, że ujrzymy jeszcze świt, I nikt nas nie oszuka, że to nie tak.
© Mikołaj Kozak. Tłumaczenie, ?