Nie lubię kiedy działam sam wbrew sobie, I kiedy wszystko jest nie tak, jak chcę. Nie lubię siebie, kiedy nic nie robię I tylko leczę kaca albo śpię. Potwornie mnie odstręcza zakłamanie, Na zimny cynizm też mnie trafia szlag. Nie lubię, gdy czytają mi przez ramię. I patos też zupełnie mi nie w smak. Nie lubię, gdy przerywa ktoś w pół zdania Lub gdy w słuchawce słychać tylko szum. Nie lubię też wystrzałów bez wahania, A zwłaszcza w skroń, w tył głowy albo w tłum. Nie znoszę alergicznie lizusostwa, Nie znoszę, kiedy biorą mnie pod włos. Cwaniactwa też mnie wkurza każda postać, I wkurza dźwięk stukania nożem w szkło. Nie lubię tryumfujących już przed startem - Nauczka w tych przypadkach nie jest zła. Słowo honoru nie jest wiele warte - Bo słowo „honor” mało kto dziś zna. I kiedy widzę połamane skrzydła, Czyjąś udaremnioną podróż w dal - Widzę bezsilność, co mi już obrzydła, Tylko Chrystusa mi na krzyżu żal. Nie lubię, gdy gnę kark przed oprawcami, Gdy na niewinnych na mych oczach chce ktoś szczuć. I gdy mi w duszę włażą z buciorami, Tym bardziej, jeśli jeszcze chcą w nią pluć. Nie lubię ceremonii i przemówień, I sztuczność wieców też mi jest nie w smak. Miliony tam rozmienia się po stówie I nigdy nie polubię ich i tak.
© Mikołaj Kozak. Tłumaczenie, 2020