Dziś z rana w kompleksowej mej brygadzie Słuch rozszedł się o balu maskaradzie. Rozdali maski - jako broń: Jest królik, alkoholik, słoń, A wszystko to być miało - w ZOO-sadzie. “A po co mi ten strój, jak na paradzie - Odpowiedz, co tu grane jest w zasadzie”. A ona: “Wkładaj, byś miał wid, A to mi będzie z tobą wstyd! Nie z tyłu dziś - pod rękę masz prowadzić”. Sukienkę - mówi - mogę wziąć od Nadi - I będę dzisiaj - jak Marina Vlady. I choćbyś ty mi nawet trząsł, To spędzę swój niedzielny czas W tym stroju, choćbyś pijaną mordę wsadził! I po cóż tyle jam się pieścił, gładził? Złapali mię natychmiast w ZOO-sadzie, Bo Kolka - nasz społeczny boss Dał z maską mi pijacki nos, Potrzebnym - jako trzeci - w tej gromadzie. Gdy znów się okazałem w ZOO-sadzie, Tam - patrzę - żony dwie - Mariny Vlady! Na każdej z nich - zwierzęcy strój, Z nią - hipopotam, lecz nie mój, Więc jak zdziczały miałem wstać w zasadzie. Nazajutrz dali premię mi w brygadzie, Mówiono, że na balu-maskaradzie Słoń żaden ani król Wspanialszych nie grał ról I byłem u hipopotamów w stadzie.
© Aleksander Śnieżko. Tłumaczenie, 2013