Więc dziś ten dzień niezwykły mam, Jak wybuch czy olśnienie! Krzyk się rozlega tu i tam: “Stań w miejscu, piękne mgnienie!” I z niebios spadł świetlisty deszcz, Anielskie pieją chóry, Wyłażą ludzie wnet ze skóry: Gdy śmierci nie ma - rób, co chcesz! Ktoś bez umiaru wódę pił, Lecz drań nie umarł, dalej żył, Ten z klatki schodów skoczył dość niezdarnie, Trzeciego sąsiad zaczął gnieść, A ten mu - w mordę, razy sześć, Czynili zło bez granic, bo bezkarnie. I ten, co miał spokojny los Bez kłótni, drak... O, rety! - I on podnosić zaczął głos, Jak z płotu rwąc sztachety. Ten śpiesząc już rozbiera bruk, Na mokrą sprawę - stos kamieni, Toż on, jak znawca ksiąg się cenił, A zła z przemocą znieść nie mógł. Nikt dzisiaj nie umierał w krąg, Kto czekał już po latach mąk Na śmierć jak na nagrodę czy zbawienie, Ten szedł na całość - walił, bił, A przy tym śpiewał ile sił, Że on pamięta cudne okamgnienie. Potęgę nauk poznał świat, Choć lekarz staż ma krótki, Na ludziach lek próbie - jad, Na żywych - bez odtrutki! Tam, za granicą pogrom gdzieś - Znać - klika z mafią rządzą władzą. Lecz wszyscy jakoś sobie radzą I żyją klęski mogąc znieść. A samobójców - ze sto dusz Spędzali z mostu - pękał już. Wisielców zdjętych hurtem ożywiali. W fortuny kole - pękła oś... Lecz dzień bez śmieli - to jest coś! - Inicjatorzy triumf świętowali. Wtem niby grom huknęła wieść Wśród gości na bankiecie, Przedwczesny bal, bo jednak gdzieś Ktoś dzisiaj umarł przecież, Bo fest na ziemi cichy kąt, Gdzie śpią emocje i żywioły, Reanimator też nie zdoła Na czas z pomocą dotrzeć stąd. Kto się odważył jak on śmiał?! Namówił śmierć, skąd słowa miał? Łapówkę wzięła - wolne ma dziś przecież. Więc przeoczyli, choć pal w łeb, Z miłości zmarł, więc to nie kiep - Na wzlocie nut - najwyższym szczycie w świecie!
© Aleksander Śnieżko. Tłumaczenie, 2013