Szedłem czy się wlokłem, zostawiając ślady pięt, Czuję, że oddycham - dobrze żyję... Nagle wpadłem w sieć misternie ustawionych pęt. Smutek mi jak żmija wpił się w szyję. Dotąd go nie znałem, przemierzając setki miast, A tu on mi szepcze: “Tak czekałem!..” Jak więc teraz, dokąd? Po co los połączył nas? Wpadłem, chociaż wcale się nie chciało! iść samotnie - chyba jakoś radę sobie dam, Sam - gospodarz sędzia - rolę znam tę. W tym zaprzęgu jam - liderem, choć się wprzęgłem sam Z widu - prostak, wewnątrz - intrygantem. Nie znam skarg ni plotek, jam nie jakiś wredny kleszcz Sam się wpiłem, szarpię za ramiona, Sam się tak biczuję, że aż ciałem wstrząsa dreszcz, A więc - jednomyślność z każdej strony. Losie, weź swój dar! - Chcesz za pieniądze? - A więc bierz! Choć po życia kres - odpłacę tobie. Smutek mój i żal jak suchotnicza wstrętna wesz, Cóż to za żywotność w tej chorobie! Rano - chandra cicha, choć ją biczem bij lub pędź, A nocą - bęc! Pod bokiem - chce miłości: A więc może sobie idź, z kimś innym nockę spędź, Bądź pewna - tu nie będzie scen zazdrości!
© Aleksander Śnieżko. Tłumaczenie, 2013