Nie piszę już wierszy i innych bzdur, Fantastyki także nie czytam. Wśród narkomanów leżę jak wór, Na strzykawkę cierpliwie czekam. Jeden leczy pourazowy szok, To weteran z Afganistanu. Och, wy biedni chłopcy bladzi jak wosk, Dawajcie igłę, migiem, pacany. Wątpliwości różne dusze mi żrą, Głowę mam pełną pytań ważnych. Ja leżę w izbie, gdzie wszyscy stąd, Wąchali, ćpali, palili, kradli. Ktoś już na wylot przekuł duszę swą, Inny samotnie na dno idzie. Wyrzućcie dragi w rynsztoka toń, Ratujcie dusze, ocalcie życie. Schizofrenik duma i patrzy w dal, Dla rodziców był oczkiem w głowie, Gdy forsy braknie powróci kac, Kraść pójdzie biedak lub skończy w rowie. Ktoś sumienie przekuł jak cienki filc, Ktoś na serce leje truciznę. O nich by pisać lub nakręcić film. Szkoda, że powieści nie piszę. Trzeba coś zmienić, a tu taki gips, Nasz wesołek na dobre przepadł. Komuś już piąty dzień szukają żył, Nie znajdą, on cieniem człowieka. Ktoś z rana koki wciągnął kreski dwie, Śmiechem głupawym się zanosi. Inny kodeiny łyknął przed snem I odjechał i cały się spocił. Lubię wariatów, pijaków ni w ząb, Straceńców cenię, poważam. Wśród narkomanów leżę jak kloc, Patrzę, słucham i się nie zgadzam. Ktoś tam się komuś igłą w żyłę wkuł, Inny się trzyma, ma jeszcze pałer. Wy, co znacie rozpacz i ból, Tę piosnkę dla was napisałem.
© Henryk Rejmer. Tłumaczenie, ?