I oto znikło drżenie rąk, już czas na szczyt. I opadł strach na samo dno, w przepaści dym. Nie ma powodu w miejscu stać, jest przecież tak, że można zdobyć każdy szczyt i każdą dal. Wśród nieprzebytych szlaków swój odnaleźć chcę, z niepokonanych granic stu ta za mną jest. A śnieg imiona topi tych, co tutaj śpią. Przez tyle dróg nie przebiegł nikt, a ja mam swą. Tutaj błękitnym lśnieniem lód okrywa stok i tajemnice czyichś stóp w granicie tkwią. W marzenia swoje sponad głów spoglądam hen... I święcie wierzę w czystość słów i śniegu biel. I nie zapomnę choćby już przeminął wiek, że wątpliwości wszystkie tu przegnałem precz. W ten dzień słyszałem wody głos: "na zawsze bądź!" A dzień... no, jaki to był dzień? Hm, środa, co?
© Paweł Orkisz. Tłumaczenie, 2005
© Paweł Orkisz. Wykonanie, 2005
© Maciej Wrzołek. Wykonanie, 2017