Mój czarny człowiek w szarym garniturze, nomenklaturze, biurze i w cenzurze... Złowrogi clown w coraz to innych maskach, uderzał celnie, mocno i znienacka. Jakże mi skrzydła podcinali chętnie, bolało tak, że czasem chciałem wyć, bezsilnym gniewem dławiąc się i wstrętem szeptałem tylko: „trzymaj się, to nic..." Myślałem sobie: "To się da przeczekać, może odmieni się za jakiś czas", i przyrzekałem w ważnych gabinetach, że ja już nigdy, że ostatni raz... A wokół mnie wzbierały jadem głosy: "Na Zachód jeździ taki, kiedy chce! Najwyższy czas wypędzić toto z Rosji!" Nie wypędzili... Czemu? Czort ich wie. Na ręce mi patrzyli i liczyli: dacza, samochód - żyje jak ten król! Zazdrości ktoś? To oddam w każdej chwili trzypokojowy apartament mój! A przyjaciele, twórcy zapoznani, ciut pobłażliwie w górę wznosząc brew, cedzili zwolna: - W wierszu, mój kochany, trzeba unikać rymów "krew" i "gniew". Wreszcie przelała się goryczy czasza i śmierć mnie w serce uderzyła wprost. chciała już wcześniej, tylko ją odstraszał zadyszany i ochrypły głos. Przed Stwórcą stanę z podniesionym czołem, do ukrywania nie mam nic a nic, dobrze czy źle, ale swój wóz ciągnąłem i żyłem tak, jak się powinno żyć. Rozróżniam też, co święte, a co podłe - przynajmniej w to mnie wyposażył Bóg, i jedną mam, lecz za to prostą drogę, i nie chcę szukać żadnych innych dróg.
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1988
© Bartosz Kalinowski. Wykonanie, 2009