Akt poczęcia miał miejsce bez świadków A rodzice nic zeznać nie chcieli Przypłaciłem ich wpadkę odsiadką W łonie ciemnym i ciasnym jak cela Odpękałem swój wyrok do końca Całe 9 na szczęście nie lat I po długich męczących miesiącach Wyprysnąłem nareszcie na świat Dziękuję wszyscy święci że Ten cud spowodowaliście Że ojciec z matką właśnie mnie Począć zdecydowali się U schyłku tych koszmarnych lat A teraz legendarnych wręcz Gdzie każdy jeden rad nie rad Dostawał po 25 Tam nieprzerwanie człowiek marzł Pracował pełną parą sąd Niektórzy żyją są wśród nas Wrócili jakoś z mroźnych stron Myśli moje za mało konkretów Poderwijcie się raźniej do biegu Więc wyszedłem na mocy dekretu W pierwszych dniach 38 Z tą odsiadką to jednak jest draństwo Ktoś ma u mnie po mordzie jak nic Ale w domu przy Pierwszej Mieszczańskiej Urodziłem się wreszcie by żyć Dzień w dzień od rana po mieszkaniach Za parawanami ścian Sąsiedzi wódkę z sąsiadkami Popijali sobie tam I tętnił życiem wzdłuż i wszerz Budynek komunalny nasz 38 klitek plus Do tego jeden wspólny sracz Tam rozpaczliwie człowiek marzł I wtulał się w wystygły piec Tam zrozumiałem pierwszy raz Jak bardzo ważna forsa jest Nie lękała się syren sąsiadka więc i matka przywykła stopniowo Zaś co do mnie rosłego trzylatka Kpiłem sobie z tych ich bombardowań To co z nieba nie zawsze od Boga Gasić bomby szli ludzie na dach Pomagałem dyżurnym jak mogłem W wiadereczku nosiłem im piach A słońce przez dziurawy dach Strumieniem złotym lało się Na Jewdokim Kirylicza I Gisie Mołsyjejewne „Wiesz coś o synach Jewdoky? Bez wieści zaginęli gdzieś A twoi żywi jak tam im Patrz Giśka jaka równość jest Żydowska znaczy ruska łza Tak samo opłakaliśmy Bez wieści zaginionych ja Bez winy posadzonych ty Pomalutku z pieluszek wyrosłem Żyłem sobie wesoło i fajnie I wołali mnie te niedonosek Chociaż donos był całkiem normalny Z okien czarne zrywałem zasłony Jeńców pędzą więc o co ten krzyk I wracali ojcowie do domów Które czasem już były nie ich A ciocia Zina bluzkę ma Japońska i Niemiecki płaszcz A ojciec Wowki przyniósł dwa Toboły i zegarków garść Japonia padła wzięty raj Walizy pełne wszelkich dóbr Trafiejny raj zdobyczny kraj I wszystko to na wschód na wschód Na dworcu rozbeczałem się Gdy ojciec mnie na ręce wziął A wokół nas kotłował się Tłum mężów braci sióstr i żon Wódkę pili dzieciaki ściskali Rozklejali się potem trzeźwieli I płakali ci co doczekali Ci co nie doczekali milczeli Potem metro ojcowie kopali Nam gówniarzom mówili zaś tak „Korytarze się kończą ścianami A tunele prowadzą na świat" Mój kumpel Witka równy gość Ojcowskich nie chciał słuchać rad Z domowych korytarzy wprost W więzienne korytarze wpadł Lubił on własne zdanie mieć Na pięści czasem o to szło Do ściany mnie przyparli lecz Pod ściankę postawili go Rodzice udzielali rad Nie dostrzegając ani rusz Że my patrzyliśmy na świat Zupełnie samodzielnie już Trwały męskie rozmowy do rana Tym co starszym sypały się brody I tęsknili dzieciaki po bramach Do prawdziwej frontowej przygody Razem z wojną skończyło się życie Marsz do szkoły i matmy się ucz Lecz niektórzy zrobili odkrycie Pilnik da się przerobić na nóż Jak w masło wejdzie taki nóż W przeżartą nikotyną pierś Dosięgnie ostrzem czarnych płuc Gotowy szybką zadać śmierć Bez noża chodził tylko tchórz Więc kombinował kto miał łeb Od jeńców można było nóż zhandlować za cywilny chleb czas na zabawach mijał nam i nie wiadomo nawet jak romantycy z wilgotnych bram wciągali się w złodziejski fach                                         takie czasy i sprawy bywały było życie i ceny spadały i płynęły jak trzeba kanały i na końcu gdzie trzeba wpadały dzieci byłych walecznych frontowców opuszczały rodzinny swój dom korytarze i bramy zaś prosto za polarny powiodły je krąg
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1988
© Bartosz Kalinowski. Wykonanie, 2012
© Aleksander Trąbczyński. Wykonanie, 2020