Brzytwą światła na skos po źrenicach ciął brzask i jak drzwi w szczęku strzelb zatrzaskiwał się las, strzelcy byli tuż tuż, echo niosło ich zgiełk, potem ważki ogromne zawisły wśród mgieł - seria kul świeży śnieg rozorała jak kieł. Łoskot w ziemię nas wgniótł, wstrzymaliśmy dech, nawet ten, nawet ten, co najlepszy miał węch, basior szybszy niż wiatr i sprytniejszy niż lis, ten co prosto w nagonkę nie wahał się iść - nawet on dziś się bał i dygotał jak liść. Nie uśmiecha się życie do wilków, to my wilczym chwytem trzymamy się życia - za to śmierć szczerzy do nas w uśmiechu swe kły, śmierć to młoda, okrutna wilczyca. Nie będziemy żałować pazurów i paszcz, drogo skórę wrogowi sprzedamy! Lecz na śniegu posoką wyrok pisze się nasz: Nie jesteśmy już więcej wilkami! Żłobiąc śnieg próbowaliśmy umknąć gdzieś w bok, w blade niebo zdumiony wbijaliśmy wzrok - może Bogu w tym dniu pomyliło się coś, czemu wali się świat, za co karze nas los? Wielkie ważki znad drzew biły ogniem na wprost... Ołowiany siekł deszcz i spływaliśmy krwią, w ślepia śmiała się śmierć, powlekając je mgłą, przerażenie na karkach jeżyło nam sierść - to nie Bóg, tylko człowiek urządził tę rzeź, i rozdawał, co miał - temu w grzbiet, temu w pierś... Chodźcie, psy! W równej walce jesteście bez szans, smycz wam pole wolności wyznacza! Wilk to wilk! Chodźcie zmierzyć się jeszcze ten raz, wyście psy, to i śmierć wam sobacza! Nie będziemy żałować pazurów i paszcz, ale wróg gdzieś wysoko nad nami, i na śniegu posoką wyrok pisze się nasz - nie jesteśmy już więcej wilkami! Naprzód! Pędem przez rzekę i szybko na brzeg, naprzód, wilki! Jedyny ratunek to bieg! Osłaniajcie szczenięta i za mną, do drzew! Lawiruję wśród kul, w gardle pieni się krew, nie odzywa się nikt na żałosny mój zew... Ten i ów śmignął w ostęp i zdążył się skryć, jestem sam, całkiem sam, i nie zrobię już nic - łapy nie chcą mnie nieść, w płucach tchu coraz mniej - gdzieście, wilki, niedawni królowie tych kniej? Do mnie, bracia! W gromadzie umiera się lżej! Żyję, wiem. Już zza krat przygląda się mi: Patrzcie, wilk! Triumfalnie skowyczą, to są psy, nasi krewni dalecy, te psy, które wilczą bywały zdobyczą... Co dzień staję przed nimi pyskiem w pysk, twarzą w twarz, bezzębnymi ich straszę szczękami, lecz na śniegu już wyrok dopisał się nasz: Nie jesteśmy już więcej wilkami!
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1986
© Oraz Antoni Kamiński. Wykonanie, 2011