Nikt nie uniknie swego wyroku, A morska sól najtwardszą przeżre stal; Dwa statki stały w portowym doku, Jeden przy drugim burta w burtę stał. Ta mniejsza była pięciotysięcznicą, Swój ostry dziób krzywiła z miną złą: „Jakiego typu jest ten typ, jakieś bóg wi co, Koślawy, rdzawy - słowem, istny złom!” I chociaż razem stały w doku, to ogólnie Wręcz nie cierpiały się te statki obopólnie. On miał poszycie w dość kiepskim stanie, Lecz ona też nie była piękna zbyt: Takie brzydactwo na oceanie To skandal oraz ewidentny wstyd! Ten większy również nie ukrywał wstrętu, I myślał, patrząc na sąsiadki kształt: „Ileż na świecie szpetnych jest okrętów, Ten jej konstruktor chyba zeza miał!” I chociaż razem tkwiły w doku, to ogólnie Nienawidziły się te statki obopólnie. Po jakimś czasie przyszli stoczniowcy, Zabrali się do maszyn, wręg i burt, Pomalowali luki, mostki, Rdzę zeskrobali oraz brud. Skończył się remont i frachtowce oba Urodą swoją rozjaśniły dok, On odmłodzony, ona zaś jak nowa - Całego portu przykuwały wzrok. I gdy tak stały, to stwierdziły, że ogólnie Wdzięku nabrały po remoncie obopólnie. I statek większy patrząc na mniejszy Westchnął: „O nie, to chyba mi się śni! Nie znałem dotąd kobiet piękniejszych, Ni statków, co ci dorównałyby...” Ona z uśmiechem patrzy na niego, I szepcze cicho: „Miły mój, no cóż, Zwykle szukamy szczęścia daleko, A szczęście często jest tuż tuż...” A w doku było tak intymnie i przytulnie, Że serca biły im nadzwyczaj obopólnie. A kiedy jakiś drań armatorski Rozesłać je do różnych portów chciał, Uciekły z doku obie jednostki, By razem dzielić każdy sztorm i szkwał. On czule objął ją i pocałował, I wyruszyły w nierozłączny rejs, Machała im brygada remontowa, Historią tą wzruszona wręcz do łez. I chyba nie ma co tu dziwić się szczególnie, Bo pokochały się te statki obopólnie.
© Michał B. Jagiełło. Tłumaczenie, 1988